Do Kuala Lumpur przybyliśmy z półgodzinnym opóźnieniem (czyli całkiem nieźle jak na AirAsia). Po godzinnej podróży z lotniska na dworzec centralny ruszyliśmy do Chinatown, gdzie czekał na nas hotel.
Jak śniadanie w chinatown to zdecydowanie zupka za 4zł.
Bez zwlekania ruszyliśmy zwiedzać miasto.
Kuala Lumpur ma własne, darmowe Canopy Walk. Prawie jak w Mulu :)
Petronas towers.
W KL jeździ coś w rodzaju metra - monorail.
Po udanym shoppingu czas na deser. Durian, czyli król owoców. Jedni go kochają, drudzy nienawidzą. Maciej należy do tych drugich. Paweł myślał, że należy do tych pierwszych, ale chyba zmienił zdanie, bo całego nie zjadł.
Gdzie można imprezować ze świetnym widokiem na Petronas Towers? Sky Bar na szczycie jednego z hoteli. Wystarczy tylko wydać 40zł na piwo (zakup napoju jest obowiązkowy na wejściu).
Widok zrekompensował nam drogi "bilet wstępu" do klubu.
12-letnia whisky kosztuje tu 700zł. Zdecydowanie wolimy świeży sok z kokosa za 2,50.
Kuala Lumpur nocą robi zdecydowanie lepsze wrażenie niż za dnia. W tym miejscu poznaliśmy Ahmada z Iranu (lat 47), który rozmawia z obcokrajowcami żeby szkolić swój angielski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz